Tak kiedyś w tańcu powiedział mi Tata. Moja interpretacja tych słów obracała się wokół „komu” (pozwolić się prowadzić). Po wielu krokach, upadkach i kontuzjach na życiowym parkiecie wiem, że pozwolić się prowadzić można TYLKO SERCU.
Profanacją byłoby skompresowanie historii tańca do kilku zdań. Jest ona bogata i piękna w swej różnorodności, dlatego jeśli poczujesz potrzebę – zgłębiaj temat na własną rękę. Zależy mi na pokazaniu roli tańca w życiu.
Czym jest taniec?
W ogólnym i najprostszym ujęciu (za Wikipedią) taniec jest układem rytmicznych ruchów ciała, powstających spontanicznie pod wpływem bodźców emocjonalnych lub świadomie wyrażających pewne stany psychiczne. Głównymi elementami są ruch ciała wykonawcy i rytm.
Dawniej taniec wykonywano, by sprowadzić deszcz, wzmocnić się przed walką, uświetnić rytuał, podtrzymać tradycję. A dziś? Na poziomie fizycznym taniec to wysiłek, sposób na rozluźnienie mięśni i paradoksalnie podniesienie energii. Na poziomie cielesnym taniec jest formą komunikacji – sposobem wyrażenia emocji, kuszenia partnera lub partnerki, a także okazywania czułości. Na poziomie metafizycznym taniec może być wszystkim.
Czyli dokładnie czym? Zapytałam w internetach, a ludzie odpowiedzieli, że:
- energią
- emocjami
- wyrażeniem fizyczności i seksualności
- frajdą, radością
- wolnością
- tworzeniem wspólnoty
- pasją
- miłością
- ucieczką od rzeczywistości
Ilu respondentów, tyle odpowiedzi. Oczywiście wiele z nich się powtarza.
Uznać można, że taniec to taka forma aktywności fizycznej, w której każdy znajdzie przestrzeń i sposób na wyrażenie siebie, swoich uczuć i emocji.
Z pełną świadomością podpisuję się pod powyższymi wypowiedziami. Dla mnie taniec jest również sposobem na poznanie siebie i otwarcie – na innych ludzi, nieoczekiwane zwroty akcji i własne odczucia.
Podczas wielu imprez w ruchu brackim (i nie tylko) pozwalałam się prowadzić mężczyznom, będącym na różnych poziomach umiejętności tanecznych. Z niektórymi tańczyło mi się rewelacyjnie, z niektórymi średnio, a do niektórych w ogóle nie umiałam się dopasować! Kiedy zaczęłam zwracać uwagę na to, z którymi jak mi jest na parkiecie, zaczęłam porównywać ich sposoby tańca do charakterów. Od tego momentu stałam się bardziej zdystansowana i nie spotykają mnie już parkietowe rozczarowania.
Taniec jak lustro
Okazuje się, że moje spostrzeżenia na temat tańca jako lustra ludzkich charakterów nie są niczym nowym 🙂 Opiniodawcy tylko potwierdzili tę teorię, odpowiadając do jakiego tańca i dlaczego przyrównaliby swój charakter. Oto niektóre wypowiedzi.
Tango, bo do niego trzeba dwojga. Jest uwodzicielskie, romantyczne, burzliwe i namiętne. To swobodna improwizacja, w której prowadzi mężczyzna, kobieta musi wsłuchać się w jego oczekiwania i poddać dominacji… ale na życie wolałabym partnerstwo niż całkowite podporządkowanie mężczyźnie!
Sylwia
Flamenco, ze względu na dominację kobiety 😉
Monika
Tango przeplatane walcem angielskim, gdyż jestem gwałtowna, emocjonalna, a czasem wiruję, przemykam, stopuję i zastygam, by znowu ruszyć z tzw. kopyta.
Agnieszka
Samba albo tango. Jestem jak słońce, które w sekundzie ubiera się w burzliwe chmury i rzuca piorunami.
Dorota
Tango argentyńskie, bo jestem ognista, waleczna i jednocześnie kobieca.
Monika
Skoczna polka ukraińska, gdyż jestem żywiołowa, nieokiełznana, radosna i ciekawa.
Kasia
Twist! Jak moje całkiem pokręcone życie 🙂
Justyna
Lindy hop – cała stylistyka i freestyle jest jak ja.
Justyna
Tango – jestem energetyczna, ale pod kontrolą.
Basia
A ja? Moim żywiołem jest ogień, taki też mam charakter i chyba nie ma tańca, który odzwierciedlałby mnie lepiej niż salsa – rytmiczna, energiczna, wyzwalająca pozytywną energię i bardzo swobodna. Tańczy się ją zarówno w parach jak i solo, a przede wszystkim salsa jest pełna humoru i pozwala dobrze się bawić. To bliskie mojemu sercu. Nieznajomości figur nie uważam za przeszkodę, a jedynie nowe wyzwanie ;p
No właśnie – czy taniec może być wyzwaniem, szczególnie wyzwaniem dla charakteru? Zdecydowanie! Swoją historią podzieliła się Agnieszka Marek, psycholog kliniczna i miłośniczka tanga argentyńskiego.
Tańczę nieprofesjonalnie, z różnymi przerwami dla siebie. Poszukiwałam swojego stylu, romansując z tańcem towarzyskim, współczesnym, a nawet ludowym, dopóki nie zobaczyłam w kawiarence „ Antrakt” rozbawionych, uśmiechniętych ludzi w różnym wieku, tańczących w rytm sentymentalnej muzyki rodem z Winyla. Z zaciekawieniem obserwowałam ruchy stóp tancerek i tancerzy do tego stopnia, że sama zaprzyjaźniłam się z tangiem argentyńskim.
Ta przyjaźń ma różne etapy, wywołuje nadal bukiet przeróżnych, momentami skrajnych emocji, lecz po pięciu latach mogę przyznać, że jest dla mnie rozwojowa.
Moje postrzeganie tańca i siebie w tańcu ewaluowało w miarę upływu czasu i zaangażowania. Chciałam nauczyć się kroków, później układów, by w końcu po wyćwiczeniu tego wszystkiego… ładnie zatańczyć. Teraz wiem, że mój wybór zainicjowany przez ciekawość i przyjemne emocje, nie był zupełnie przypadkowy- odpowiadał na moje ówczesne, niezaspokojone potrzeby kontaktu z drugim dorosłym człowiekiem, doświadczania siebie i własnej kobiecości. Myślę, że był również podyktowany cechami mojego temperamentu oraz dostępnością do zajęć.
Co mi dały te lata z tangiem argentyńskim?
Na płaszczyźnie poznawczej niewątpliwie ćwiczenie percepcji, pamięci, uwagi, myślenia, funkcji wykonawczych. Mózg w czasie tańca musi poradzić sobie z przetwarzaniem wielu informacji (wzrokowych, słuchowych, czuciowych), skoordynować ruchy ciała w tańcu, by nie podeptać partnera lub nie kopnąć innych tancerzy przy np. wysokim boleo. Wytrwałość i trud w powtarzaniu kolejnych kroków, ćwiczeniu chodzenia, objęcia i innych figur odwdzięcza się sprawnym wydzielaniem dopaminy i endorfin, co powoduje lepszy nastój oraz redukuje poziom stresu.
W sferze społecznej – nawiązywaniem różnorodnych kontaktów z innymi ludźmi, czasem przelotnych, czasem przeradzających się w przyjaźnie. Daje to możliwość potrenowania i rozwinięcia własnych umiejętności społecznych, rozszerzenia kompetencji komunikacyjnych – zarówno tych werbalnych, jak i niewerbalnych.
Odnalezienia się w świecie reguł i norm, które panują na Milongach. Tango argentyńskie to przecież taniec socjalny. Najwięcej trudu i frustracji sprawił mi obszar emocjonalny. Świadomość emocji tych przyjemnych i nieprzyjemnych, umiejętność ich rozpoznawania, nazywania, umiejscawiania w ciele zajęła mi i zajmuje nadal najwięcej energii. Poradzenie sobie z osobistymi niepokojami, lekiem przed oceną, wyjściem poza dotychczasowy pancerz cielesny, zaowocowała większą autentycznością do siebie i świata.
Moja przygoda z tangiem argentyńskim trwa. Zmieniam się w swoim tempie, poznaję cały czas własne ograniczenia, ale też umiem dostrzec to, co już wypracowałam, cieszę się kiedy radzę sobie z trudnościami. Myślę, że dopiero od dwóch lat, dzięki uczestnictwu w warsztatach z różnymi nauczycielami tanga i daniu sobie przyzwolenia na tańczenie tak, jak umiem na większych imprezach tangowych (nadal z całą masą niedoskonałości), bardziej świadomie przeżywam siebie w tańcu. Stałam się bardziej otwarta i uważniejsza na to, co odczuwam w trakcie zajęć, warsztatów, milong. Zwiększona świadomość siebie, tego co się dzieje z moim ciałem, przeżywanych emocji pomogły mi również z większą uważnością odbierać moich tanecznych partnerów. Obserwowanie tańczących ludzi nadal wywołuje u mnie dreszcz. W tańcu przenika się kultura, socjologia, psychologia i fizjologa!
Cieszy mnie, że taniec coraz odważniej jest wykorzystywany w terapii i rehabilitacji. Liczniej dostępna jest literatura dot. psychologicznych aspektów tańca. Najważniejsze, by ostatecznie doświadczać radości z tańca, czego sobie i wszystkim tańczącym życzę 🙂
Taniec – pigułka dobra na…
Otóż to! Zaryzykuję stwierdzenie, że bez względu na to czymkolwiek i dla kogokolwiek jest taniec, to pigułka dobra na smutki, chandrę, niepowodzenia, jakie zdarzają się w życiu. Uwalnia endorfiny, otwiera i łączy ludzi. Potwierdza to Karolina Kehl:
Środowisko taneczne obserwuję od 5 lat z różnych pozycji – uczestniczki, prowadzącej warsztaty, kontuzjowanej obserwatorki i osoby filmującej. Jakbym mogła opisać, co się zmienia w ludziach, to śmiało powiedziałabym – nieprzymuszona radość. Można mieć fatalny humor, być grubym, skontuzjowanym, nie znać języka, pracować w dowolnym zawodzie – środowisko ludzi tańczących akceptuje wszystko. Chcesz rozmawiać, rozmawiasz, nie chcesz, nikt Ciebie nie męczy. Można powiedzieć, że jest to swego rodzaju pewną terapią. Taniec wyciąga bardzo dużo emocji. Z wieloma partnerami czułam radość, złość czy płakałam pod wpływem muzyki i tańca. Tańcząc, czujesz przepełniającą dziecięca radość.
Filmować taniec mam przyjemność od 2 lat. Wykształtował we mnie piękną cechę wyczucia sytuacji i słuchania – otwartość. Filmując, staję się częścią, tego co filmuję. Dla większości kamera jest krępująca. Z roku na rok widzę, jak ludzie stają się coraz bardziej otwarci na nagrania i nawet coraz bardziej zabiegają, by ich sfilmować. Ludzie, wyczuwając moją otwartość, wpadają na różne pomysły na filmowanie ich tańca. Chcą mieć pamiątkę i dzielić się tym.
Taniec właśnie to sprawia – wyzwala nas z wielu ograniczeń. Zaczynamy czuć się szczęśliwsi, na muzykę reagować odważniejszym wystukiwaniem rytmu czy wyobrażamy sobie kroki taneczne. To dzieje się po prostu samo! Jeśli masz tak na co dzień, a nie uczestniczysz w zajęciach, to myślę, że warto, coś z tym zrobić i nie czekać dłużej, bo taniec masz w sercu.
Wystarczy zaufać sobie i pozwolić się prowadzić… sercu. Jak w życiu.
Może dzisiejsze święto – Międzynarodowy Dzień Tańca jest dobrym momentem, żeby spróbować?