Florentyna (7): Noc oczyszczenia cz. 2

Florentyna (7): Noc oczyszczenia cz. 2

Poprzednim razem:

Ostatkiem sił doleciała do pierwszej chaty, w której zauważyła lekko uchylone drzwi. Wewnątrz trzaskał ogień i dziwnie pachniało. Rozejrzała się uważnie, upewniając, czy będzie bezpieczna, po czym usiadła na drewnianej belce.

W tej samej chwili drzwi zamknęły się, a ona zobaczyła, że do chaty weszła para, której z taką ciekawością przyglądała się przy ognisku.

Florentyna (7): Noc oczyszczenia cz. 2

Bożydar zaryglował drzwi. Wykonywał tę czynność co wieczór, jednak dopiero teraz prawdziwie czuł, że ma ku temu powód – był mężem i głową rodziny. Świętomira, zostając jego żoną podczas obrzędu przy ognisku, oddała mu się pod opiekę. Wiedział, podobnie jak cała społeczność we wsi, że została okrutnie zhańbiona, przez co czuła się bezwartościowa. Sprawcy nie ukarano, albowiem pochodził z szanowanej rodziny.

Starsze kobiety szczerze współczuły Świętomirze i litowały się nad nią. Nagle z radosnej, młodej, kochającej życie dziewczyny stała się zlęknionym, smutnym zwierzątkiem. Dzika Dziewczynka wychowywana przez surowego ojca, pozbawiona matczynego uczucia, naiwnie wierzyła, że ludzie są szczerzy i uczciwi jak ona sama. Zgubiło ją to prostolinijne myślenie.

Starszy o ponad dekadę Bożydar, również mocno doświadczony, wiedział, że postawił przed sobą trudne zadanie. Chciał przywrócić dziewczynie poczucie bezpieczeństwa. Pamiętał, że jej uśmiech i radość życia pomogły mu przetrwać najgorsze dni, kiedy Sambora zniknęła po zmówinach. Cierpiał okrutnie i uciekał do lasu, żeby rozpuścić to cierpienie w samotności. Siadał u wejścia do groty, skąd miał widok na polanę i okalający ją strumień, gdzie często przychodziła Świętomira. Dzięki temu, że go nie widziała, zachowywała się swobodnie i naturalnie, a przede wszystkim – adekwatnie spontanicznie do swojego wieku. Bożydar nade wszystko jednak pragnął pozbyć się wszechobecnego poczucia samotności.

Usiądź. Przygotuję kąpiel – polecił jej. Dziewczyna w milczeniu, posłusznie wykonała polecenie.

Zamieniona w ptaka Florentyna, bała się poruszyć, by nie zdradzić swej obecności. Jednocześnie była coraz bardziej zaintrygowana, albowiem widok mężczyzny wykonującego domowe obowiązki był dla niej nowością.

Bożydar wprawnie krzątał się po izbie. Dołożył drwa pod wielki kocioł, w którym gotowała się woda na kąpiel. Z wnęki schowanej za kotarą przyniósł zawinięte w skórę narzędzia. Florentyna rozpoznała tylko brzytwę, której widok przyprawił ją o dreszcze. Poczuła irracjonalny lęk o Świętomirę i postanowiła, że gdyby mężczyzna chciał zrobić kobiecie krzywdę, pomoże jej. Chociaż nie miała pomysłu jak.

Tymczasem to była ostatnia myśl, jaka przyszłaby do głowy łucznikowi. Podszedł do posłania, położył na nim kawałek płótna, obok ułożył dziwne narzędzia, a potem podszedł do kotła i garnuszkiem nabrał trochę wody.

Podejdź tu – powiedział, a ona ponownie bez słowa wykonała jego polecenie. – Połóż się i unieś koszulę. Oboje wiemy, że starsi przyślą kobietę, żeby sprawdziła, czy dopełniliśmy obrzędu. Nikt nie będzie oczekiwał poplamionego płótna, ale czystego łona – już tak.

Wiem – odparła cicho dziewczyna i zrobiła, jak powiedział.

Uratowałaś mnie przed szaleństwem, chcę i ja Tobie pomóc, dając poczucie bezpieczeństwa – wyszeptał, jednocześnie najdelikatniej jak umiał, począł ścinać włosy na jej łonie.

Świętomira była zaskoczona, albowiem nie przypominała sobie, by kiedykolwiek cokolwiek dla niego zrobiła. Różne myśli krążyły jej po głowie, na dnie serca czaiły się resztki strachu, jednak nie zapytała o nic. A i on, zajęty wymagającą skupienia pracą, także zamilkł. Po kilkunastu minutach odłożył brzytwę. Zdmuchnął delikatnie, acz zdecydowanie, resztki włosów z łona poślubionej Dziewanny i obwieścił wykonanie zadania.

– Teraz dalsza część. Chcę, byś mogła powiedzieć prawdę.

Dlaczego?

Bo znam życie we wstydzie. Wiem, że poczucie wstydu skutecznie ostudza chęć wyznania prawdy. A najważniejszą powinnością mężczyzny jest dbać o kobietę. Dlatego zrobię to, co trzeba, żebyś nie nosiła w sobie ciężaru milczenia.

Te słowa wstrząsnęły Świętomirą. W mgnieniu oka puściły trzymane na wodzy emocje, a z głębi jej trzewi, wydobył się szloch, który równie szybko zmienił się w skowyczenie. Bożydar otoczył ramieniem dziewczynę, przyciągnął do siebie, a drugą ręką pogładził ją po głowie.

Chodź, zmyjemy resztki Twego wstydu, żebyś mogła w pełni cieszyć się życiem.

Kiedy ja – łkała – kiedy ja tak potwornie się boję! – wyrzuciła z siebie.

Mężczyzna westchnął.

Miałem już okazję wziąć, co się należy mężowi, a nie zrobiłem tego. I nie zrobię, dopóki Ty nie będziesz chciała. Wejdź do środka i pozwól o siebie zadbać – powiedział, wskazując drewnianą balię.

Szeroko otwarte oczy wystarczyły mu za odpowiedź. Poszedł do studni. Kiedy wrócił, napełnił naczynie wodą z kotła nad paleniskiem, dolał zimnej z wiadra i wrzucił czarcie żebro. Dodał również kilka kropel płynu z przezroczystych fiolek, dzięki czemu zapach powietrza zmienił się i zadziałał uspokajająco.

Gdy Świętomira zdejmowała koszulę, Bożydar przyniósł napar z rumianku. Zanurzyła ciało w przygotowanej miksturze, zamykając oczy. Mężczyzna zaczął polewać jej długie włosy wodą, a później naparem. Masował skórę głowy opuszkami palców, rytmicznie zataczając koła. Następnie umył jej ciało tłuszczem zawiniętym w płótno. Polecił dziewczynie wstać i od czubka głowy począł oblewać ją najpierw gorącą, a później zimną wodą, a na koniec wyżymał jej włosy. Tak obsłużona Świętomira, udała się na spoczynek, zaś jej mąż pospiesznie umył się z kurzu i zmartwień poprzedniego dnia.

Florentyna skorzystała z chwili, kiedy mężczyzna otworzył drzwi do chaty, by opróżnić balię z wody, i wyfrunęła na zewnątrz. Słońce wisiało tuż nad horyzontem. Pytania w jej głowie urządziły sobie zabawę w berka, a jedno szczególnie się wśród nich wyróżniało: „Jak wrócić do normalnego życia?”