O „Łódź” biłam się wielokrotnie, pracując w transporcie. Na giełdzie ładunkowej zlecenie do Łodzi lub w jej okolice było atrakcyjnym rozwiązaniem – to ogromny węzeł logistyczny. Mnie samej zdarzyło się przez fabryczne miasto wielokrotnie przejeżdżać. Jednak zazwyczaj brakowało czasu, aby z peryferii wjechać do centrum. Aż do października.
Sztuka łapania okazji
Trzecie pod względem wielkości miasto w Polsce, ustępujące tylko Warszawie i Krakowowi, było na mojej liście miast do odwiedzenia w 2020 roku. Po wiosennym lockdownie i jego konsekwencjach, myślałam, że już nie będzie mi dane zrealizować tego punktu. A jednak – okazja znalazła się sama. Koleżanka psycholożka jechała w tygodniu załatwić sprawy zawodowe. – Mam wolne miejsce Jedziesz? – zapytała. – Jasne! – odpowiedziałam. I pojechałyśmy.
Dla mnie ten wypad był szczególny również z innego względu – nie zdążyłam się do niego przygotować, jak do każdego inne zwiedzania 😀 Nie przejrzałam zbytków, podpowiedzi z portalu, na którym szukam ciekawostek, ani atrakcji turystycznych. Wyjazd do Łodzi był wielką improwizacją! Poszłam za swoją ciekawością, pozwoliłam się zaskoczyć i … oczarować!
Po pierwsze: secesyjna architektura
To główny powód, dla którego Łódź na owej liście się znalazła, i co zabawniejsze – nie był on dla mnie samej oczywisty. Zestawienie miast do odwiedzenia powstawało niepostrzeżenie.
Gdańsk. Łódź. Kraków. Wrocław. Wiedeń. Praga. Lwów.
Bardzo długo nie wiedziałam, co je łączy, aż pewnego dnia przypłynęło do mnie hasło „secesja”. Zaiste – nie samą secesją łódzka Piotrkowska stoi, jednak kamienice w sercu miasta są naprawdę finezyjne! Delikatna, giętka linia budynków czy poszczególnych elementów; bogata ornamentacja roślinna, lustrzane odbicie we wzorach i wykusze to tylko niektóre cechy charakterystyczne XIX-wiecznego nurtu.
Co płynie z łódzkich kamienic w stylu secesyjnym?
- jestem wyjątkowa
- podziwiaj moje krągłości
- oplotę Cię naturą
- jeszcze kilka innych, nieprzeciętnych ekspresji ?
Więcej o kamienicach przy Piotrkowskiej znajdziecie TU
Po drugie: kowalstwo artystyczne
Uuuuu połączenie stali, ognia i pracy, aby z nich wyszło coś niepowtarzalnie pięknego, to esencja mojego życia! Jeden z moich partnerów tworzył ze stali: balustrady, bramy, lampy, przedmioty użytkowe. Często obserwowałam go przy pracy, stąd wiem, ile wysiłku – intelektualnego, emocjonalnego i fizycznego – trzeba włożyć w stal, aby nadać jej artystyczną formę. Prywatnie kowalstwo artystyczne jest dla mnie synonimem pracy nad rozwojem własnego wnętrza. Stal to charakter, często ocynkowany przekonaniami i programami; ogień to emocje, temperament, bodźce, a trudne rzemiosło nad własnym instynktem. W każdym razie – łódzcy rzemieślnicy o sztuce wykuwania pojęcie mieli przeogromne i widać to (dosłownie) na każdym kroku stawianym po Piotrkowskiej.
Po trzecie: zaczarowane podwórka
To jest dopiero magia! Przemierzając główny deptak potęgi włókienniczej, kierowałam się ciekawością. Odkrywanie zakamarków, niby dostępnych dla każdego (bo blisko), jednak tylko dla wybranych (bo odwagi trzeba, żeby wejść w każdą bramę), zaprowadziło mnie do cudownej krainy różnorodności! Podwórka przy Piotrkowskiej są absolutnie klimatycznymi przestrzeniami! Za metalowymi bramami znajdziesz:
- winnicę z przytulnymi knajpkami
- przejście pod tęczowymi parasolkami
- dyskotekę pod gwiazdami (Łódź Kaliska)
- Stare Kino i apartamenty, do których wejścia maskuje ściana z winogrona
- Otwarte drzwi wśród zieleni
Po czwarte: galeria wielkich łodzian
Tu nie ma co pisać – to trzeba zobaczyć! Od 1999 r. w Łodzi, dla upamiętnienia jej najwybitniejszych mieszkańców, pojawiają się ich figury z brązu. Autorami projektów rzeźb są Wojciech Gryniewicz i Marcel Szytenchelm. Z królami polskiej bawełny, jak zowie się łódzkich fabrykantów: Karola Wilhelma Scheiblera, Izraela Poznańskiego i Henryka Grohmana, zjadłam śniadanie; posłuchałam gry Artura Rubinsteina, a kontemplacji oddałam się w towarzystwie Władysława Reymonta. Czułam się uduchowiona.
TU znajdziecie więcej informacji.
Po piąte: pierwszy raz w antykwariacie
Po obiedzie w wietnamskiej budce („Good mornign, Vietnam” w przestrzeni OFF Piotrkowska – idźcie koniecznie, bo karmią bajecznie!) Agnieszka zabrała mnie do antykwariatu. Nie był to lokal w takim klimacie, z jakim ten przybytek mi się kojarzy, ale fakt przebywania w TAKIM MIEJSCU podziałał na mnie szalenie! Do tego stopnia, że postanowiłam jakimś następnym razem, w innym (a może tym samym mieście) wstąpić do antykwariatu na dłużej. Może to będzie cel mojej podróży? PS polecicie jakiś naprawdę klimatyczny?
Podsumowując, napiszę tak: grzechów w Łodzi zapewne popełniono więcej, więc mam zamiar najpierw ich doświadczyć, a potem się spowiadać. Amen.
Wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa.