Florentyna (4) Rosół z bażanta

Florentyna (4) Rosół z bażanta

W poprzednim odcinku:

– Jutro ugotuj rosół. Na pewno pomoże – przypomniała kobieta, kierując się w stronę wyjścia.

– Podziękuj Andriusowi. Mam nadzieję, że pozwoli się zrewanżować – rzekł, otwierając jej drzwi.

– Przekażę mu Twoje życzenie – uśmiechnęła się Malina, po czym wyszła w ciemną noc.

Florentyna cz. 4 Rosół z bażanta

Następnego poranka Piotr udał się na targ. U Róży Witariańskiej, z którą znał się kilkanaście lat, odebrał zamówione uprzednio warzywa. Nawet nie zaglądał do przygotowanej paczki, bowiem wiedział, że właścicielka straganu ma tylko prima sort towar – rośliny pochodziły z gospodarstwa jej rodziny. Świadomy tego, że jako jeden z niewielu może złożyć zamówienie przez telefon i odebrać je bez kolejki, był niewypowiedzianie wdzięczny za oszczędzenie czasu.

Róża, wiesz, że specjalne traktowanie budzi we mnie pokłady wdzięczności? Twoja troska jest mi niczym matczyna miłość – podziękował kobiecie.

Wiem, Pietrek, wiem – odpowiedziała dobrotliwie Róża.

Piotr ucałował jej rękę z namaszczeniem i poszedł po resztę sprawunków. Od dawna był zdany tylko na siebie, dzięki czemu nauczył się minimalizmu i produktywności. W kwestii zakupów przejawiało się to w odwiedzaniu miejsc, gdzie dostanie wszystkie potrzebne produkty. Długo szukał – od wielkich supermarketów, przez sklepiki osiedlowe, aż trafił na Elbląską.

Gdy dotarł do domu, zostawił zakupy i zajrzał do Juraty. Dziewczyna leżała dokładnie w tej samej pozycji, w której znajdowała się, kiedy wychodził z domu.

Kim jesteś i co przeszłaś, że wolisz być w letargu niż żyć? – zapytał ją w myślach.

Jak przez poprzednie pół roku – nie spodziewał się nagle uzyskać odpowiedzi. Poszedł więc do kuchni i nastawił wodę. Obrał warzywa, a następnie wyjął z lodówki bażanta od Andriusa i pokroił go na części. Kiedy woda w garnku zaczęła bulgotać, wykonywał czynności automatycznie, zatapiając się w myślach.

Wróciły wspomnienia sprzed dwóch dekad. Wtedy On był mistrzem ceremonii, a Ona jego podkuchenną. Kroił mięso, zupełnie jak dziś, ona przygotowywała warzywa. Dysputowali wesoło o przyszłości, którą widzieli tylko w obecności tej drugiej osoby. Ona śmiała się, że uschnie, zanim on wróci z morza. Ale jak Penelopa – będzie dzielnie czekała na brzegu. On zaś zarzekał się, że wróci szybciej niż Odyseusz, bo prowadzić go będą dobre wiatry. W duchu przysiągł, że nie dopuści do dłuższego niż kilkutygodniowe rozstanie. Gdyby miało się stać inaczej, jego serce przestałoby bić.

Ani się nie spostrzegł, kiedy na deskę, obok obranej cebuli, spadła ciężka łza.

Aport! – dało się słyszeć z oddali. – Dobry piesek – młody chłopak pogłaskał złotego retrievera, który posłusznie przyniósł kawałek drewna. Ponownie zamachnął się i rzucił patyk pomiędzy korony buczyny. Zwierzę ochoczo pognało za przedmiotem i zniknęło w krzakach. Po chwili wysportowany blondyn zaczął się niecierpliwić.

Bursztyn, gdzie jesteś? Wracaj, przynieś patyk! – zaczął nawoływać.

Zaniepokojony począł zmierzać w kierunku, gdzie ostatni raz widział czworonożnego przyjaciela. Już prawą ręką miał odgarniać gęstą krzewinę, wtem pies pojawił się na ścieżce. Łukasz jednocześnie odetchnął i zdziwił się – jego podopieczny w pysku niósł coś, co w żadnym wypadku nie przypominało patyka.

 – Dobry Bursztyn, mądry pies. Pokaż, co znalazłeś – pochwalił zwierzaka, wyciągając ku niemu rękę. Pies posłusznie wypuścił z pyska przedmiot.

 – Ale numer! – krzyknął chłopak i gwizdnął z uznaniem. W ręce trzymał telefon. Odgiął silikonowe etui. Jego oczom ukazało się prawo jazdy ze zdjęciem młodej kobiety o oczach w kolorze morza.

Rosół delikatnie bulgotał w garnku. Jego aromat rozchodził się już po całej kuchni. Piotr dostawił na kuchenkę drugi garnek, nalał do niego wody i przykrył pokrywką. Do miski wsypał mąkę i dodał jajka. Wymieszał, a następnie zagniótł ciasto. Pokroił bryłę na 4 części i z każdej uformował krążek. Stolnicę delikatnie podsypał mąką, położył krążek ciasta i zaczął rozwałkowywać. Mama zawsze powtarzała, że przygotowanie makaronu to męskie zajęcie, bo wymaga siły. Zobaczył te niezliczone razy, kiedy ojciec gniótł i rozwałkowywał ciasto, a on je kroił. Zrobiło mu się ciepło w okolicy serca. Odłożył cienkie płaty ciasta do obeschnięcia.

W tym samym momencie usłyszał delikatne stuknięcie szkła. Dźwięk dobiegał z sypialni, którą zajmowała Jurata. Zamarł. Bał się, że kiedy postąpi kilka kroków i zajrzy przez szparę w drzwiach, okaże się, że ma halucynacje. Nasłuchiwał jak zając. Zatrzeszczały sprężyny łóżka. Piotr zdał sobie sprawę, że wstrzymał oddech. Wypuścił powietrze, doznając ulgi.

Dzień dobry – wyszeptał, stając w drzwiach.

Dzień dobry – odpowiedziała kobieta.

Jeśli nie musisz, to nie wstawaj. Za chwilę przyniosę Ci gorący rosół – poprosił.

Dobrze. Nie będę uciekać jak ostatnio – mówiąc to, uniosła w uśmiechu kąciki ust.

Pamiętasz?

Tak. Przepraszam.

Nie szkodzi. Ważne, że wróciłaś do żywych.

Długa i trudna to była podróż. Nie wiem  czy ktokolwiek uwierzy w to, co widziałam.

Nie mów teraz. Oszczędzaj się – polecił.

Mam na imię Florentyna.

Słodko – pomyślał, po czym poszedł gotować makaron.