Nic. Starą dupą nie jestem ;p A historia obecności kawy w Europie sięga ponoć XVI wieku! Do Polski dotarła pod koniec w. XVII, natomiast największą popularność zyskała dopiero na przełomie XVII i XVIII wieku. Najszybciej do czarnego jak noc napoju przekonano się w Gdańsku, gdzie powstały pierwsze kawiarnie zwane kafehausami. Moda ta rozprzestrzeniła się później na inne miasta w Polsce. Kolejny powód, dla którego kocham Gdańsk.
O zaparzaniu kawy nie wiem również nic, ponieważ bezczeszczę ten trunek. Wiecie – ludzie ponoć dzielą się na inteligentnych i tych, co słodzą kawę. Z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że zaliczam się do tych drugich – ignorantów, którzy nie dość, że lubują się w puszczalskiej, to jeszcze ją zabielają i słodzą. Przyznacie, że stawia mnie to w fatalnym świetle, prawda? Ehhh…
Ale… nic sobie z tego nie robię, bo zamiast zaparzać umiem świetnie rozgrzewać! Moim żywiołem jest ogień, taki mam temperament i tak postępuję – emocje są u mnie przed rozumem i przeważnie najpierw robię to, co podpowiada mi intuicja. To jak iść za iskrą aromatu, wierząc, że rozświetli drogę do najlepszej kawiarni. Nieprawdopodobne!
Jako zdiagnozowana Wizjonerka Entuzjastka potrafię cieszyć się każdą małą rzeczą, każdym ziarnkiem, jeśli tylko mam na ochotę. Bo musicie wiedzieć, że nie robię nic wbrew sobie. Retyyy jak ciężko jest mnie na coś namówić, jeśli tego nie czuję! Jeśli nie jest zgodne ze mną i moim systemem wartości. Jeśli nie jest transparentne. Taka polityka na ten przykład. Wiecie, po co jest dla mężczyzn (czyt. dużych chłopców)? Żeby mogli spełniać marzenia o byciu ważnymi, czego z różnych powodów nie udało im się zrealizować w dzieciństwie (lub co gorsza – w małżeństwie). Być przywódcą narodu, grać pierwsze skrzypce podczas koncertu fałszu i obłudy, prowadzić wojny i wojenki, a najgorsze… kłócić w kuluarach, żeby godzić przed kamerami! Fuj! Smutne to niestety, ale prawdziwe. I gorzkie jak smak czarnej kawy. Ale w imię wyższego celu – wszak jak rzekł amerykański dyplomata, Henry Kissinger: władza to największy afrodyzjak! Przyznam jednak bez ironii, że coś w tym musi być. Miałam okazję z naprawdę bliskiego bliska obserwować zagrywki między facetami – sojusze, umowy, plany, negocjacje, decyzje, poklepywanie po plecach i wbijanie w te same plecy noża. Na głębokość rękojeści. Kiedy to zobaczyłam oczami z poziomu serca, stwierdziłam, że szkoda moich nerwów, czasu i emocji. Poza tym mam słabą głowę, więc biznesy – tylko transparentne i na wartościach – wolę załatwiać po babsku, czyli przy kawie, a nie alkoholu. W polityce kawa nie jest potrzebna, bo ciśnienie podnosi się za pomocą dokuczenia konkurentowi, np. poprzez obrzucanie go brązową mazią zwaną potocznie gównem, yyy błotem. Święty mógłby nie wytrzymać! Dlatego podziwiam kobiety, za sprawą których polityka naciąga ziarnami empatii, dzięki czemu zmieniają jej smak jak gorąca woda fusy. Osobiście nie umiem przełknąć politycznych zagrywek.
Podobnie jak fusiastej kawy, po której w oka mgnieniu zmuszona jestem gnać tam, gdzie król piechotą chodzi. Dlatego właśnie mam swoje podium kawowego napoju. Na złotym miejscu stawiam klasyczną nescę w czerwonym kubeczku, do której dodaję łyżeczkę cukru i śmietankę (na oko). I jak psa kocham – jeśli nie wypiję takiej, to cały dzień mam spieprzony! Na dowód zdradzę Wam, że jeśli przesadzę z cukrem lub śmietanką, potrafię wylać napój i zrobić nowy. Jednego razu dopiero za trzecim podejściem udało mi się zadowolić siebie samą… takie sytuacje są dla mnie niezwykle frustrujące! Identycznego uczucia doznaję, kiedy idę w gości, a gospodarz nie ma rozpuszczalnej lub latte. Włoskie espresso ze spienionym mlekiem jest u mnie na drugim, czyli srebrnym miejscu podium. Chętnie wybieram je podczas spotkań z kobietami w restauracjach czy knajpach. Wtedy jest dla mnie symbolem luksusu, dobrej zabawy i mile spędzonego czasu… albo dobrze ubitego interesu ;p Trzecie, brązowe, miejsce na podium zajmuje kawa mrożona – idealnie studząca emocje i gasząca pragnienie w skwarne dni. Kosztowana w towarzystwie morskiej bryzy zaostrza mój apetyt na kolejne przyjemności.
To właśnie dla mnie symbolizuje kawa – przyjemność życia w zgodzie ze sobą. Magiczny rytuał, który nastraja na cały dzień. Poranna i niespieszna, pobudza zmysły i determinuje kierunek myśli. Zrobiona przed obiadem jest idealną formą odprężenia w pracy. A pijana popołudniu, najlepiej z przyjaciółką, jest kwintesencją pięknej egzystencji. Jakkolwiek patetycznie to nie zabrzmi: pyszna kawa jest stałym i niezbędnym elementem, gwarantującym mi balans emocjonalny każdego dnia. I dobre teksty 😀 Bo w treściowaniu najważniejsze jest intrygujące myśli ziarnko.
Mogłabym zrobić wyjątek i zrezygnować z kawy, przedkładając dobro społeczeństwa nad swoje… gdybym miała gwarancję, że w najbliższą niedzielę usłyszę jak Jurek Kiler mówi do prezesa: „Co Ty wiesz o wygrywaniu? Ty popierdółka jesteś!”