Co mnie w życiu zaskoczyło (oprócz koronawirusa)?

Co mnie w życiu zaskoczyło (oprócz koronawirusa)?

Zmiana, szczególnie nagła i nieoczekiwana, pokazuje, na ile jesteśmy na coś gotowi. Obecna sytuacja w kraju i na świecie weryfikuje wiele rzeczy – naszą odpowiedzialność, umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach i stopień zaufania do siebie. Pisałam już na fanpage, że jestem dziwnie spokojna i nie panikuję, co miałam wcześniej w zwyczaju   Podejrzewam, że nie dlatego, że nic mnie już nie zaskoczy, bo każdego dnia robię na coś wielkie oczy. Raczej z powodu bogatego (jak na mój wiek) doświadczenia życiowego. Wybrałam 5 kwestii, które kiedyś bardzo mnie zaskoczyły.

Nr 5 – nie wszystko jest takie, jak się wydaje

Z czym Ci się kojarzy „Nr 5”? Zdecydowana większość kobiet, a nawet część mężczyzn, bez wahania odpowie, że to nazwa kultowych perfum. Twórcą tego niezwykłego zapachu jest Ernest Beaux. Francuz przygotował 10 próbek zapachu, z których Coco Chanel wybrała właśnie tę opatrzoną numerem 5. Perfumy, złożone z ok. 80 składników, miały za zadanie podkreślić złożoność damskiej natury oraz w pełni oddać charakter, styl i osobowość Coco. Inspiracją przy tworzeniu unikatowego zapachu była dla perfumiarza niezależna, nowoczesna kobieta. A jaka ona jest? Myślę, że właśnie nie taka, jak się wydaje, wszak kobieta zmienną jest. Nie tylko kobieta, ale również mężczyzna. I świat w ogóle. Prawdziwy zapach perfum uwalnia się po pewnym czasie, prawdziwe oblicze ludzi i świata również. Zdarzyło mi się zachwycić sytuacją, instytucją, człowiekiem w pierwszej nucie. Bo taka dobra opinia. Bo takie dostojne towarzystwo. Bo maniery i klasa. Dopiero po czasie poznałam nutę serca i głowy, które w wielu przypadkach po prostu mi się nie spodobały. Niektóre przypadki do tego stopnia, że myśląc o nich, pierwsze, co chcę powiedzieć, to „ludzie to są jednak świnie”. Duży kontrast, prawda?

Cały czas uczę się tego, aby za szybko nie oceniać człowieka czy sytuacji. Nie chodzi o ocenę w pejoratywnym znaczeniu, raczej o etykietowanie czy klasyfikowanie w konkretną szufladkę. Niestety jestem ogniem i wiele czynności robię szybko. Czasem ze stratą w uczuciach dla siebie i obiektu ocenianego. Staram się pamiętać, że nie wszystko jest takie, jak mi się wydaje. I chyba to dobry sposób na zaakceptowanie rozczarowania.

Nr 4 – trudne sytuacje dzieją się „po coś”

Uśmiecham się. Późno zrozumiałam tę prawdę i owa lekcja była bardzo bolesna. Bo właśnie po to, w moim odczuciu, dzieją się trudne sytuacje – żebyśmy zauważyli schemat, wgrany nam program i odrobili lekcję, zmieniając jego, a tym samym siebie. Wiecznie przydarzały mi się trudne sytuacje, w których byłam poszkodowaną. O, przepraszam – w których MYŚLAŁAM, że jestem poszkodowaną. I nie rozważałam ich w kontekście innych zdarzeń. Błąd. Schemat X pokazywał się w moim życiu w różny sposób. Lekcje były coraz mocniejsze. A ja tego nie widziałam, więc ich nie odrabiałam. Aż po prostu pierdolnęło. Wybacz, ale każde inne słowo, którego użyłabym, żeby nie urazić czytelnika, nie oddałoby siły rażenia. I mojej głupoty. Bo nie analizowałam. Bo nie wyciągałam wniosków. Bo NIC nie zmieniałam.

Cały czas uczę się być uważna, aby możliwie jak najszybciej zauważyć schemat i odrobić lekcję. Jasne, że w większości przypadków nie udaje się za pierwszym razem! Przy drugim zapala mi się światełko, a przy trzecim dzwonią wszystkie dzwony. I wtedy zaczynam się zastanawiać, w którym kościele. Pytam ludzi o drogę, choć największą satysfakcję mam, kiedy znajdę ją sama. Bo trudne sytuacje dzieją się po to, aby sobie z nimi radzić.

Nr 3 – wyznacz cel, a zrobi się samo

No, może nie dosłownie ale wszechświat będzie w tym wspierał. Wierzę w to. Wstyd przyznać, ale do grudnia 2018 nie stawiałam sobie celów. I stało się to zupełnie „przypadkiem.” Jeśli mnie nie znasz, to jestem Tobie winna wyjaśnienia: już nie wierzę w „przypadki” – to, co się dzieje, dzieje się w konkretnym celu. Zatem w grudniu 2018 robiliśmy z Panem Cierpliwością podsumowanie sukcesów strzeleckich. Jego były konsekwencją realizacji celów, moje wynikiem przypadku Rok poszedł mi świetnie – indywidualnie zdobyłam 10 nagród (połowa to mój ukochany pistolet) i dwa razy byłam członkiem drużyny, która zdobyła pierwsze miejsce w konkurencjach na szczeblu okręgowym i krajowym.  Te sukcesy i podziw dla żelaznego harmonogramu Pana Cierpliwości sprawiły, że na 2019 wyznaczyłam sobie cele. Skoro on może, to ja także, prawda? Niestety moje postanowienia były zbyt ambitne i nieprzemyślane. Z różnych względów ostatecznie w pełni zrealizowałam 1/4. Odrobiłam lekcję i na 2020 podeszłam do tematu nie tylko poważnie, ale przede wszystkim świadomie. Głęboko zastanowiłam się, co chciałabym osiągnąć. I wypisałam – na maxa konkretnie, wg metody SMART. Kluczowe słowo? WYPISAŁAM. I po prostu się dzieje! W niektóre działania wkładam mniej, w niektóre więcej wysiłku. Mam wizję siebie, cele roczne, kwartalne i miesięczne, i systematycznie, uparcie dążę do ich realizacji. Najlepsze jest to, że okazje do osiągnięcia tych postanowień same mnie znajdują Również jest mi łatwiej decydować czy coś jest mi potrzebne, czy nie. Wszechświat wspiera mnie w drodze – stawia na niej ludzi, zdarzenia lub okazje. I bardzo mi się to podoba!

Nr 2 – można przekuć wadę w zaletę

Ooooo to jest temat! Zdania: „Małgorzato, jesteś zbyt emocjonalna” lub „Za emocjonalnie do tego podchodzisz”, wypowiedziane z chłodnym spokojem, doprowadzały mnie do szewskiej pasji i wrzenia! Bardzo długo pracowałam nad tą kwestią, co nie oznacza, że pozbyłam się emocji. Nie. Przekułam je w sukces Znajdziesz je w tekstach, które tworzę. Wyróżnikami moich treści (osobowości w sumie też) są: odwaga, kreatywność i emocje. WYRÓŻNIKAMI. Czymś niebanalnym, wspaniałym i charakteryzującym mnie na tle ogółu. Samouwielbienie? Nie – świadomość.

Jak przekuć wadę w zaletę?

1. Przyjąć, że się to ma.

2. Pomyśleć, jak sprawić, żeby pracowało dla mnie pozytywnie.

3. Uwierzyć i działać.

Nie myśl, że to takie proste. Ale możliwe.

Nr 1 – pisanie na zawołanie

Gdyby ktoś do początku 2019 roku powiedział mi, że najbardziej zaskakujące treści będę tworzyła pod presją czasu (w 3 minuty), wyśmiałabym go totalnie! Ogromnym zaskoczeniem było dla mnie, że mogę napisać coś niepowtarzalnego i nieoczywistego w tak krótkim czasie. Jak? Po prostu, z serca. Ten talent objawił mi się na kreatywnym pisaniu u Justyny Niebieszczańskiej. Na walentynkowe warsztaty poszłam z ciekawości, a okazały się drzwiami do fascynującej podróży. Kreatywność świadomie staram się praktykować od roku. Justyna uświadomiła mi, że pisanie to rzemiosło i nauczyła, jak posługiwać się narzędziami, dzięki którym mogę się w tej sztuce doskonalić. Uwalnianie kreatywności, nie tylko w pisaniu, przynosi wiele frajdy!

Dziś od rana strzelałam pomysłami, o których wcześniej nie pomyślałabym, że mogę je wygenerować. Zaskoczyłam siebie samą i jestem z tego bardzo zadowolona! Jak prawdziwa Królowa Treściowa.